Bułgaria, Kyrdżali

zamknięte muzeum i banica

28 września 2010; 3 956 przebytych kilometrów




kyrdżali



Dziś na początek Kyrdżali. I tak po drodze, a trzeba znaleźć bank no i najeść się banicy! Bank jest, banica jest - pychota! Wchodzimy za bramę muzeum, ale jest przerwa do godziny 13.

Więc decydujemy pojechać zobaczyć tamę z elektrownią na rzece Arda. Trzeba przejechać przez most, a dalej pod górkę zdezelowaną dróżką, przez nieistniejące już cygańskie osiedle. Śmieci i gruzu tu masa.
Tama kryje się za bramą. Szkoda, że zdjęć nie można robić, ale strażnik pilnuje, a widok ze swej budki ma na całą okolicę, więc lepiej nie ryzykować. Fajnie, że w ogóle da się tu wejść! A warto.
Robi to wszystko niezłe wrażenie. Ile tu betonu zużyto i ile pracy musiało kosztować zbudowanie tego wszystkiego! Wiele metrów w dole elektrownia, ludzie wyglądają jak mrówki. Szkoda, że tak niewiele się dzieje, koniec lata, więc i wody mało. Po drugiej stronie tamy wielkie 'jezioro' z cudnymi migotkami. I pełno śmieci przy ścianie - ile tego jedna rzeka potrafi przynieść! Wstyd mi za ludzi :(
Najchętniej wlazłabym na górę, bo widok na pewno super, a zakazu nie ma, ale plany na dziś spore, więc trzeba wracać.

Muzeum nadal zamknięte. Jest podany jakiś numer pod który niby trzeba zadzwonić, ale ponieważ czas nas już goni, więc jedziemy dalej.